Przełęcze Karkonoska i Okraj
Sobota, 9 lipca 2011 | dodano:09.07.2011
Km: | 240.53 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:50 | km/h: | 24.46 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2740m | Rower: |
Wczoraj, w czasie rozmowy z Łukaszem o ewentualnym dzisiejszym wypadzie, padła propozycja aby "zaliczyć" przełęcze, a konkretniej Przełęcz Karkonoską i Przełęcz Okraj.
Na naszych dwudziestosześcio calowych góralach wciąż założone są slicki z myślą o lipcowych wypadach po szosie, tak więc moment wydaje się być idealny.
Wypad o którym rozmawialiśmy już kilka tygodni temu, jednak bez konkretnych ustaleń, dojrzewał powoli w naszych głowach i tak klamka zapadła, jedziemy nie patrząc na to że wciąż mamy zakwasy, a jak się okazało następnego dnia, Łukasz był po imprezie, a ja po 4 godzinach snu...
Przełęcz Karkonoska uważana jest za najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce. Podjazd na przełęcz, który zaczyna się od dołu Podgórzyna za Jelenią Górą, ma ponad 12 km długości, nachylenie miejscami dochodzi do 29%, a różnica wysokości 891 m. Tak więc trudno aby Przełęcz Karkonoska znajdowała się poza kręgiem naszych zainteresowań i luźna propozycja podjazdu ze strony Łukasza padła już kilka tygodni temu.
O możliwym wypadzie na Przełęcz Okraj rozmawialiśmy już kilka miesięcy temu. Co prawda wtedy było to w kontekście podjazdu terenem, ale gdzieś ta przełęcz przewijała się co jakiś czas w naszych rozmowach i tak utkwiła w pamięci jako miejsce do odwiedzenia.
Plan trasy i połączenia tych dwóch przełęczy powstał, gdy zrobiłem mapkę na bikemap.net, aby zerknąć na profil wysokościowy. A gdy tak jeździłem kursorem po mapie w poszukiwaniu drogi powrotnej, wyklikałem zjazd z Przełęczy Karkonoskiej do Czech, a następnie trochę naokoło przez okoliczne Czeskie miasteczka, do podjazdu pod Przełęcz Okraj od strony naszych południowych sąsiadów.
Początkowo trasa zakładała dojazd do Przełęczy Karkonoskiej z Legnicy przez Złotoryję, Świerzawę, Przełęcz Kapelle i Jelenią Górę, a powrót przez Kamienną Górę i Bolków, co według bikemap.net oznaczałoby trasę o długości 220 km. Wczoraj Łukasz zaproponował jednak, abyiść jechać na całość i wracać również przez Kapelle. I tak zrobiliśmy.
Wyjazd pod wieloma względami był "mega":
- podjechaliśmy najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce,
- był to zarówno mój, jak i Łukasza najdłuższy wypad pod względem przebytych kilometrów,
- pokonaliśmy rekordową dla nas ilość przewyższeń (btw przed momentem złapał mnie skurcz w udzie, lepiej teraz niż na trasie ;P),
- Łukaszowi w czasie wypadu stuknęło 4000 km przejechanych w tym roku, a mi 3000 km,
- no i tak ogólnie w czasie drogi powrotnej stwierdziliśmy że wypad był "mega" ;) i jest to jeden z tych, do których będziemy wracać wspomnieniami przez kolejne lata.
Startujemy o 7 rano. Rozmawiając, jedziemy spokojnym tempem przez Złotoryję w kierunku Przełęczy Kapella, podjazd pokonujemy dosyć łatwo.
<em>Jeszcze rzut okiem na Karkonosze, przez które mamy dostać się do Czech i pędzimy w dół do Jeleniej Góry. Tam proponuję zrobić zakupy w Carrefourze i to był mój błąd.
W sklepie nie było bananów, w lodówce Coca-Coli nie było Powerradów, zamiast tego wygrzewały się na półce, ale dopiero prawdziwa komedia zaczęła się w kasie, gdy raz pikałem na bramce a raz nie. Po 30 sekundach przyszedł jakiś starszy ochroniarz i poprosił o ponowne przejście przez bramkę i sytuacja się powtarza - najpierw nie pikam, później pikam i kończy się tak że pan prosi aby z nim poszedł, a ludzie przy kasie patrzą na mnie jak na złodzieja...
Generalnie mój stosunek do tego typu sytuacji jest taki, że jak chcą to niech dzwonią na policję, bo ja jestem przekonany o swojej niewinności, a już nie raz byłem świadkiem sytuacji, w których ochrona w sklepach zachowywała się w sposób powiedzmy to łagodnie, niekulturalny.
I tak bym postąpił w Legnicy, ale tutaj w głowie szybka analiza sytuacji - jeśli powiem że jak chcą to niech dzwonią po policję, to tak właśnie zrobią, bo w końcu "pikałem" i nie mogą mnie puścić, a biorąc pod uwagę czas przyjazdu policji i wszystko z tym związane, było by to w najlepszym przypadku przynajmniej godzinnym opóźnieniem, a może i zbyt dużym aby kontynuować zaplanowaną trasę bez obaw o to że nie zdążymy wrócić przez zmrokiem. O nie! Tego wypadu nie mogą mi popsuć!
Pan ochroniarz w pokoju zwierzeń informuje mnie o tym że w pokoju jest kamera i obraz jest nagrywany, a ja go informuję że mam nową koszulkę, spodenki i że mi się śpieszy :P. Pana interesuje zdecydowanie bardziej zawartość moich wypchanych kieszeń rowerowych - wykładam mu wszystkie moje skarby i leci tą swoją podręczną maszynką do wykrywania źródła niepokoju, którym okazuje się pożyczony dosyć nowy aparat, który tak jak przy bramce, raz pika a raz nie (co ciekawe aparat był już w MediaMarkcie, Tesco i pewnie paru innych sklepach z bramkami i nigdzie nie było problemu, którą okazała się niewielka czarna naklejka, przypominająca raczej plombę gwarancyjną...).
Ale najlepsze było gdy skierował maszynkę na moją złożoną chustę buff, która leżała obok aparat i pikała ciągłym dźwiękiem... Zapytał co to jest i zgłosił przez krótkofalówkę, następnie poprosił o rozwinięcie, co też zrobiłem na wolnej powierzchni i maszynka zamilkła - pan skrupulatnie zameldował przez radio - chusta pika tylko gdy jest złożona :D.
Pan ochroniarz przeprasza mnie za zaistniałą sytuację, a ja kieruję się do wyjścia zdenerwowany 20 minutowym opóźnieniem.</em>
Podjazd rozpoczynamy w Podgórzynie, jedzie się przyjemnie - dużo zakrętów i ładnych domków.
Później podjazd prowadzi przez las, aż dojeżdżamy do małego skrzyżowania, skąd zaraz zacznie się właściwy podjazd pod Przełęcz Karkonoską. Robimy krótką przerwę na batonik i zamieniamy parę słów z kolarzem, który również posila się w oczekiwaniu na swoich kompanów.
Podjazd na początku jest bardzo stromy, później trochę lżej, także można złapać oddech i końcówka ponownie stroma. Kusi aby zatrzymać się i zrobić jakieś zdjęcie (choć widoki są raczej zasłonięte przez drzewa), lub obmyć twarz w chłodnym strumyku, ale wdrapujemy się na szczyt bez żadnych przerw.
Na szczycie cieszymy się z ukończonego podjazdu, kilka minut na ochłonięcie i rozpoczynamy zjazd.
Rzut okiem na Czeską część Karkonoszy ze zjazdu.
Asfalt jest w dobrym stanie, także szybko pokonujemy kolejne kilometry.
<em>Mijamy jakąś czeską mieścinę, nie mamy mapy, mam zapisane tylko nazwy kolejnych miejscowości przez które mamy jechać, a drogowskazów niestety brak. Niepotrzebnie pokonujemy stromy podjazd aby dojechać do zakazu...
Właściwie mijamy tylko jedno ładniejsze czeskie miasteczko, ale tam niestety zamiast zwrócić większą uwagę na mijane zabudowania, jestem skupiony na tym aby jechać odpowiednią trasą, bo niestety nazwę ulicy bardzo trudno jest tu znaleźć, są tylko numerki.
Wkońcu jednak trafiamy na drogę krajową i już jest lepiej, a w dodatku po drodze jest Lidl w którym kupuje prowiant (płacąc kartą - koron nie mamy).
Kolejne kilometry dla mnie są raczej monotonne i czekam już na podjazd, a Łukasz dyktuje tempo.</em>
Wkońcu rozpoczynamy podjazd, który okazuje się dużo dłuższy niż się tego spodziewałem, nachylenie jednak nie jest zbyt wielkie. Podjazd przypomina ten przed Szklarską Porębą - po jednej stronie skały, a po drugiej górski potok.
Zaczyna mocniej wiać, to znak że jesteśmy już prawie na szczycie.
I w końcu docieramy na szczyt Przełęczy Okraj, drugi ciężki podjazd pokonany :).
Mamy z górki aż do Jeleniej Góry.
Ostre hamowanie, ale było warto.
W głowie już tylko myśl jak to będzie na tej Kapelli, ogólne zmęczenie organizmu jest już spore, pewne obawy co do podjazdu są.
Jak się okazuje, obawy okazały się niepotrzebne, daliśmy sobie spokojnie radę - za to mój suport już nie i od tego momentu zaczął nieprzyjemnie piszczeć ;).
Dalej już dobrym tempem kierujemy się do Legnicy, Łukasz na ostatnich 20 km ze Złotoryi do Legnicy podyktował mocne tempo - jak stwierdziłem postanowił się upewnić że jutro nie będziemy mogli chodzić... ;)
Na naszych dwudziestosześcio calowych góralach wciąż założone są slicki z myślą o lipcowych wypadach po szosie, tak więc moment wydaje się być idealny.
Wypad o którym rozmawialiśmy już kilka tygodni temu, jednak bez konkretnych ustaleń, dojrzewał powoli w naszych głowach i tak klamka zapadła, jedziemy nie patrząc na to że wciąż mamy zakwasy, a jak się okazało następnego dnia, Łukasz był po imprezie, a ja po 4 godzinach snu...
Przełęcz Karkonoska uważana jest za najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce. Podjazd na przełęcz, który zaczyna się od dołu Podgórzyna za Jelenią Górą, ma ponad 12 km długości, nachylenie miejscami dochodzi do 29%, a różnica wysokości 891 m. Tak więc trudno aby Przełęcz Karkonoska znajdowała się poza kręgiem naszych zainteresowań i luźna propozycja podjazdu ze strony Łukasza padła już kilka tygodni temu.
O możliwym wypadzie na Przełęcz Okraj rozmawialiśmy już kilka miesięcy temu. Co prawda wtedy było to w kontekście podjazdu terenem, ale gdzieś ta przełęcz przewijała się co jakiś czas w naszych rozmowach i tak utkwiła w pamięci jako miejsce do odwiedzenia.
Plan trasy i połączenia tych dwóch przełęczy powstał, gdy zrobiłem mapkę na bikemap.net, aby zerknąć na profil wysokościowy. A gdy tak jeździłem kursorem po mapie w poszukiwaniu drogi powrotnej, wyklikałem zjazd z Przełęczy Karkonoskiej do Czech, a następnie trochę naokoło przez okoliczne Czeskie miasteczka, do podjazdu pod Przełęcz Okraj od strony naszych południowych sąsiadów.
Początkowo trasa zakładała dojazd do Przełęczy Karkonoskiej z Legnicy przez Złotoryję, Świerzawę, Przełęcz Kapelle i Jelenią Górę, a powrót przez Kamienną Górę i Bolków, co według bikemap.net oznaczałoby trasę o długości 220 km. Wczoraj Łukasz zaproponował jednak, aby
Wyjazd pod wieloma względami był "mega":
- podjechaliśmy najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce,
- był to zarówno mój, jak i Łukasza najdłuższy wypad pod względem przebytych kilometrów,
- pokonaliśmy rekordową dla nas ilość przewyższeń (btw przed momentem złapał mnie skurcz w udzie, lepiej teraz niż na trasie ;P),
- Łukaszowi w czasie wypadu stuknęło 4000 km przejechanych w tym roku, a mi 3000 km,
- no i tak ogólnie w czasie drogi powrotnej stwierdziliśmy że wypad był "mega" ;) i jest to jeden z tych, do których będziemy wracać wspomnieniami przez kolejne lata.
Startujemy o 7 rano. Rozmawiając, jedziemy spokojnym tempem przez Złotoryję w kierunku Przełęczy Kapella, podjazd pokonujemy dosyć łatwo.
<em>Jeszcze rzut okiem na Karkonosze, przez które mamy dostać się do Czech i pędzimy w dół do Jeleniej Góry. Tam proponuję zrobić zakupy w Carrefourze i to był mój błąd.
W sklepie nie było bananów, w lodówce Coca-Coli nie było Powerradów, zamiast tego wygrzewały się na półce, ale dopiero prawdziwa komedia zaczęła się w kasie, gdy raz pikałem na bramce a raz nie. Po 30 sekundach przyszedł jakiś starszy ochroniarz i poprosił o ponowne przejście przez bramkę i sytuacja się powtarza - najpierw nie pikam, później pikam i kończy się tak że pan prosi aby z nim poszedł, a ludzie przy kasie patrzą na mnie jak na złodzieja...
Generalnie mój stosunek do tego typu sytuacji jest taki, że jak chcą to niech dzwonią na policję, bo ja jestem przekonany o swojej niewinności, a już nie raz byłem świadkiem sytuacji, w których ochrona w sklepach zachowywała się w sposób powiedzmy to łagodnie, niekulturalny.
I tak bym postąpił w Legnicy, ale tutaj w głowie szybka analiza sytuacji - jeśli powiem że jak chcą to niech dzwonią po policję, to tak właśnie zrobią, bo w końcu "pikałem" i nie mogą mnie puścić, a biorąc pod uwagę czas przyjazdu policji i wszystko z tym związane, było by to w najlepszym przypadku przynajmniej godzinnym opóźnieniem, a może i zbyt dużym aby kontynuować zaplanowaną trasę bez obaw o to że nie zdążymy wrócić przez zmrokiem. O nie! Tego wypadu nie mogą mi popsuć!
Pan ochroniarz w pokoju zwierzeń informuje mnie o tym że w pokoju jest kamera i obraz jest nagrywany, a ja go informuję że mam nową koszulkę, spodenki i że mi się śpieszy :P. Pana interesuje zdecydowanie bardziej zawartość moich wypchanych kieszeń rowerowych - wykładam mu wszystkie moje skarby i leci tą swoją podręczną maszynką do wykrywania źródła niepokoju, którym okazuje się pożyczony dosyć nowy aparat, który tak jak przy bramce, raz pika a raz nie (co ciekawe aparat był już w MediaMarkcie, Tesco i pewnie paru innych sklepach z bramkami i nigdzie nie było problemu, którą okazała się niewielka czarna naklejka, przypominająca raczej plombę gwarancyjną...).
Ale najlepsze było gdy skierował maszynkę na moją złożoną chustę buff, która leżała obok aparat i pikała ciągłym dźwiękiem... Zapytał co to jest i zgłosił przez krótkofalówkę, następnie poprosił o rozwinięcie, co też zrobiłem na wolnej powierzchni i maszynka zamilkła - pan skrupulatnie zameldował przez radio - chusta pika tylko gdy jest złożona :D.
Pan ochroniarz przeprasza mnie za zaistniałą sytuację, a ja kieruję się do wyjścia zdenerwowany 20 minutowym opóźnieniem.</em>
Podjazd rozpoczynamy w Podgórzynie, jedzie się przyjemnie - dużo zakrętów i ładnych domków.
Później podjazd prowadzi przez las, aż dojeżdżamy do małego skrzyżowania, skąd zaraz zacznie się właściwy podjazd pod Przełęcz Karkonoską. Robimy krótką przerwę na batonik i zamieniamy parę słów z kolarzem, który również posila się w oczekiwaniu na swoich kompanów.
Podjazd na początku jest bardzo stromy, później trochę lżej, także można złapać oddech i końcówka ponownie stroma. Kusi aby zatrzymać się i zrobić jakieś zdjęcie (choć widoki są raczej zasłonięte przez drzewa), lub obmyć twarz w chłodnym strumyku, ale wdrapujemy się na szczyt bez żadnych przerw.
Na szczycie cieszymy się z ukończonego podjazdu, kilka minut na ochłonięcie i rozpoczynamy zjazd.
Rzut okiem na Czeską część Karkonoszy ze zjazdu.
Asfalt jest w dobrym stanie, także szybko pokonujemy kolejne kilometry.
<em>Mijamy jakąś czeską mieścinę, nie mamy mapy, mam zapisane tylko nazwy kolejnych miejscowości przez które mamy jechać, a drogowskazów niestety brak. Niepotrzebnie pokonujemy stromy podjazd aby dojechać do zakazu...
Właściwie mijamy tylko jedno ładniejsze czeskie miasteczko, ale tam niestety zamiast zwrócić większą uwagę na mijane zabudowania, jestem skupiony na tym aby jechać odpowiednią trasą, bo niestety nazwę ulicy bardzo trudno jest tu znaleźć, są tylko numerki.
Wkońcu jednak trafiamy na drogę krajową i już jest lepiej, a w dodatku po drodze jest Lidl w którym kupuje prowiant (płacąc kartą - koron nie mamy).
Kolejne kilometry dla mnie są raczej monotonne i czekam już na podjazd, a Łukasz dyktuje tempo.</em>
Wkońcu rozpoczynamy podjazd, który okazuje się dużo dłuższy niż się tego spodziewałem, nachylenie jednak nie jest zbyt wielkie. Podjazd przypomina ten przed Szklarską Porębą - po jednej stronie skały, a po drugiej górski potok.
Zaczyna mocniej wiać, to znak że jesteśmy już prawie na szczycie.
I w końcu docieramy na szczyt Przełęczy Okraj, drugi ciężki podjazd pokonany :).
Mamy z górki aż do Jeleniej Góry.
Ostre hamowanie, ale było warto.
W głowie już tylko myśl jak to będzie na tej Kapelli, ogólne zmęczenie organizmu jest już spore, pewne obawy co do podjazdu są.
Jak się okazuje, obawy okazały się niepotrzebne, daliśmy sobie spokojnie radę - za to mój suport już nie i od tego momentu zaczął nieprzyjemnie piszczeć ;).
Dalej już dobrym tempem kierujemy się do Legnicy, Łukasz na ostatnich 20 km ze Złotoryi do Legnicy podyktował mocne tempo - jak stwierdziłem postanowił się upewnić że jutro nie będziemy mogli chodzić... ;)
komentarze
Dobra trasa. Gratuluję kilometrażu, rekordów i zazdroszczę widoków. Powiem szczerze taki trip jest jak narazie poza moim zasięgiem. Tak trzymajcie :))))
mtbshadow - 08:08 niedziela, 10 lipca 2011 | linkuj
Trasa niesamowita ! nie wiem czy bym się odważył tak daleko jechać . Widoki piękne . A o ilości podjazdów nie wspomnę . Podziwiam was . Co do incydentu w sklepie po jakimś czasie będziesz się z tego śmiał :) fakt faktem ze cała sytuacja mnie by też nieźle wkurzyła . Pozdrówki
rennsport - 07:02 niedziela, 10 lipca 2011 | linkuj
Komentuj