informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jarekkar.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:1101.65 km (w terenie 260.00 km; 23.60%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:68.85 km
Więcej statystyk

Radagost - wieża widokowa

Środa, 31 października 2012 | dodano:31.10.2012
Km:84.00Km teren:20.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
W ubiegłym tygodniu wpadł mi do głowy pomysł, żeby wybrać się po raz trzeci w tym roku na położoną na wzgórzu Radagost wieżę widokową i stamtąd zobaczyć widoki na rozpościerające się w okolicach lasy, tym razem w kolorystce jesiennej.

Ostatnie opady śniegu nieco pokrzyżowały mi te plany, ale dzisiejsza pogoda wydawała się w sam raz na ten wypad - słoneczne i bezchmurne niebo, a do tego znośna temperatura.



Wyjechałem tuż przed trzynastą. Podjechałem Górzec szutrami, w lesie wciąż zalegało sporo śniegu, ale na szczęście ślady aut pozwoliły na bezproblemowy podjazd.

Z Pomocnego podjazd i wprost przez skrzyżowanie na szutrówkę.
Tam było już zdecydowanie więcej błota i nie do końca rozjeżdżonego śniegu. Szybko zacząłem przypominać potwora błotnego ;).



Wszystko, tzn. wszystko pomijając błoto i śnieg, szło dobrze, aż do momentu gdy dojechałem do krzyżówki przy której minąłem myśliwych z psami, a na samym skrzyżowaniu gdy zamierzałem skręcić w lewo w kierunku Siedmicy zatrzymał mnie gość stojący przy terenówce i powiedział "tam teraz lepiej nie jechać, bo polują".
Minąłem jego auto z przyczepą wypełnioną zastrzeloną zwierzyną i z gorszym humorem ruszyłem nieznaną, kiepskiej jakości drogą w przeciwnym kierunku...

Wyjechałem w Nowej Wsi Wielkiej, więc miałem spory kawałek do nadrobienia.
Asfaltami dojechałem do Siedmicy i dalej w kierunku Jawora, zanim odbiłem na czerwony szlak w kierunku Grobli.



Tam już śnieżno-liściasty singielek... Ale akurat ta część wypadu była bardzo przyjemna :).

A dalej zaczęło się błoto i jeszcze więcej błota... Śnieg spadł, ale wycinka dalej pracuje... Było tak grząsko, że gdy w końcu zobaczyłem wieżę na szczycie, to po prostu ruszyłem przez śnieg na przełaj... Kosztowało to sporo wysiłku, raz się prawie wyglebałem, ale i tak sądzę że zaoszczędziłem trochę czasu...



Szybciutko na górę, bo słońce powinno wkrótce zachodzić...
Ubrałem się cieplej, zjadłem jednego michałka i zabrałem się za robienie zdjęć.













I po zachodzie... Szybko się pakuję i zjeżdżam do wioski, najpierw śliskim zjazdem po liściach, a następnie ponownie przez grząskie błoto.

Asfaltami docieram do Myśliborza. Jest już ciemno. Ale dwie latarki z przodu robią swoje :).
Szutrami przez Chełmiec do Męcinki i przez Słup do Warmątowic.
Przed Warmątowicami nagłe hamowanie, bo siedział sobie na szutrówce lis i zahipnotyzowały go moje światła... Uciekł dopiero gdy hamulce zapiszczały ;).

A ja hipnotyzowany dalej przez piosenki "Blonde Redhead" dojechałem do Legnicy :).
Na myjni kolejka aż za bramę... Pierwszy raz... No ale popatrzyłem na rower, popatrzyłem na kolejkę, popatrzyłem jeszcze raz na rower i stanąłem w kolejce... :)

Biały Górzec

Niedziela, 28 października 2012 | dodano:28.10.2012
Km:49.00Km teren:13.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Tydzień temu jazda w słońcu, bez ocieplaczy, w krótkim rękawku i wiatrówce, a dzisiaj podjazd pod Górzec w śniegu.

Pogoda dziś była dużo lepsza niż wczoraj, także nie wypadało siedzieć w domu, gdy można pobawić się na śniegu.









Postanowiliśmy podjechać Górzec szutrami. Z tym że zamiast szutrów, wkrótce widoczny był już tylko śnieg.



Las wyglądał fantastycznie. Złote kolory jesieni zmieszane z płatkami śniegu.
Do tego, poza tropami zwierząt, nie było absolutnie żadnych śladów na śniegu.
Taki wręcz bajkowy krajobraz. A sarna, która przemaszerowała przez drogę, tylko dopełniła to wrażenie.







Wkrótce jazda nie zrobiła się zbyt przyjemna. Ciężko było utrzymać tor jazdy na głębokim śniegu, a gdy już rower się zatrzymał, to powrót do jazdy sprawiał duże problemy.



Buty mi przemokły... Dziwne... ;)
Muszę zamówić ochraniacze.





Zjechaliśmy także szutrami. Było zdecydowanie łatwiej niż podjeżdżać, ale trzeba było unikać jazdy po naszych wcześniejszych śladach.

W drodze powrotnej trochę zmarzliśmy. Ale i tak było warto pojechać :).

Myślibórz

Środa, 24 października 2012 | dodano:29.10.2012
Km:59.50Km teren:10.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Z Bożeną i Łukaszem do Myśliborza na pierogi... Cóż mogę napisać więcej o takim wypadzie? Hmm... Pierogi były bardzo dobre ;).

Górzec

Wtorek, 23 października 2012 | dodano:29.10.2012
Km:51.80Km teren:13.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Z Bożeną i Łukaszem na Górzec. Podjazd szutrami, a zjazd kapliczkami.
Na zjeździe było.. ciekawie. Mokre kamienie to problem, ale mokre kamienie i mokre liście, to już mieszanka wybuchowa ;). Na szczęście obyło się bez gleby...

Lądek Zdrój - Legnica

Niedziela, 21 października 2012 | dodano:29.10.2012
Km:150.00Km teren:6.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Tak na krótko o powrocie z Lądka Zdroju do Legnicy.
A krótko, bo i za bardzo nie ma o czym pisać. Rano zdecydowałem że wrócę szosą do Legnicy, a nie tak jak w pierwszą stronę, szynobusem.
Raz że chciałem wrócić tak o 18:00 (szynobus odjeżdżał z Kłodzka po 18:00, a w Legnicy był o 21:00), żeby zdążyć jeszcze zrobić parę rzeczy przed poniedziałkiem, a dwa że na mapie nie znalazłem ciekawej trasy bliżej Kłodzka, w dodatku i tak trudno byłoby dobrze zapanować nad czasem i pewnie skończyłoby się na tym, że przez godzinę marzłbym w Kłodzku czekając na pociąg...

Wstałem o 7:30 i nie śpieszyłem się za bardzo. Na zewnątrz mgła, co oznaczało ponownie chłodny poranek i miałem nadzieję, że tak jak dzień wcześniej, około godziny dziesiątej po mgle nie będzie już śladu.

W drogę ruszyłem o 09:30. W Lądku kupiłem jeszcze dużą wodę i po chwili zabawy z przelaniem do bukłaka, wyjeżdżałem już z miasta.

Nie spodziewałem się natomiast tego, że zacznę od kilkukilometrowego podjazdu przez las :). Plus, że szybko się rozgrzałem.
I jak się okazało, był to najciekawszy fragment trasy i bardzo mi ten asfaltowy podjazd przypadł do gustu, szczególnie teraz, w jesiennych barwach.

Kilka fotek, w większości lekko rozmazanych, bo cykałem w trakcie podjazdu nie zatrzymując się.















W końcu rozpoczyna się zjazd, którym dojeżdżam do Złotego Stoku.

Dalej już tak ciekawie nie jest, no ale to było do przewidzenia.



Jadę sobie głównymi drogami, na szczęście ruch nie jest zbyt duży. Górki niestety zostają za plecami.

Ząbkowice, Dzierżoniów, Świdnica, Strzegom, Jawor, Myślibórz... Po drodze tylko jedna przerwa na stacji paliw.
A o tym że pojadę przez Myślibórz, postanowiłem już w trakcie tego pierwszego (i jak się okazało ostatniego) podjazdu.



Za zaoszczędzoną na bilecie powrotnym kasę, postawiłem sobie o to taki smaczny posiłek. W sam raz na zakończenie udanego weekendu...:)

Masyw Śnieżnika

Sobota, 20 października 2012 | dodano:23.10.2012
Km:105.80Km teren:35.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Prawdopodobnie ostatni tak ciepły i ładny weekend w tym roku, postanowiłem przeznaczyć w całości na rowerowe wojaże.

W sumie dopiero w piątek zdecydowałem, że jadę pociągiem do Kłodzka, a następnie asfaltami dojeżdżam do położonej na polsko-czeskiej granicy Przełęczy Międzyleskiej. Dopiero wtedy wjadę w teren, a konkretnie na pieszy, niebieski szlak E3.



Po czterech godzinach snu, totalnie niewyspany, wstaję o piątej rano, godzinę przed pociągiem i szybko zabieram się za pakowanie.



Do spowitego mgłą Kłodzka dojeżdżam około 09:20. Jest zimno. Ubieram czapkę i rękawiczki zimowe, które zapakowałem w ostatniej chwili. Jadę tak we mgle przez prawie godzinę.



Z Kłodzka do Przełęczy Międzyleskiej jest prawie 50 km. To więcej niż się tego spodziewałem patrząc na mapę.
Po drodze tylko jeden postój - nie mogłem się powstrzymać przejeżdżając obok piekarni.



Na przełęcz planowałem dojechać o 12:00. Byłem trzy minuty przed czasem :).
Rozpogodziło się na dobre i tak pozostało już do zachodu słońca.

W tym miejscu rozpoczyna się odcinek sudecki "Europejskiego długodystansowego szlaku pieszego E3".
W zasadzie mógłbym wjechać na szlak już w Międzylesiu, ale jakiś czas temu postanowiłem sobie, że chciałbym przejechać mniejszymi fragmentami całą sudecką część tego szlaku. Pomysł lekko podupadł po tym, gdy na odcinku przez Rudawy Janowickie zaliczyłem dwie gleby i stłukłem żebro...;)



Zjeżdżam z przełęczy asfaltem, ale wkrótce szlak skręca na przyjemny szutrowy podjazd, zakończony zjazdem do Międzylesia.

W Międzylesiu chwilę błądzę, gdy szlak z żółtego zmienia się na niebieski. W końcu odnajduję niebieskie oznaczenia, wracam jeszcze po wodę i zostawiam Międzylesie za plecami.



Tą samą drogą, przez jakiś czas prowadzi rowerowy szlak ER-2, który kończy się na granicy polsko-niemieckiej. Ostatnia szansa na zmianę decyzji, ale nie, jadę dalej E3.

Przede mną trzykilometrowy podjazd przez las. Trochę kamieni, ale ogólnie spokojnie do podjechania.
Widać jednak, że dawno nie jeździłem sam. Źle rozkładam siły i kompletnie zagotowałem się w trakcie podjazdu.



Przyjemnie jedzie się drogą polną, na wysokości siedmiuset metrów, z widokami na otaczające wzgórza i jesienne krajobrazy.
Wrzucam na "luz". I tak nie ma gdzie się śpieszyć, bo do zmroku raptem kilka godzin, więc zbyt daleko i tak nie zajadę.



Przerwa na zupkę, jeszcze zanim rozpocznę właściwy podjazd pod "Halę pod Śnieżnikiem".







W sumie podjazd ma ok. 8 kilometrów. Przez większą część prowadzi przyjemną szutrówką. Ale gdy później pojawiają się kamienie, czy sporadycznie korzenie, robi się jeszcze ciekawiej :).



W Schronisku PTTK na Hali pod Śnieżnikiem spory ruch. Wszyscy jak widać postanowili wykorzystać taki ładny weekend.



Jedyne potwierdzenie, że faktycznie jestem na szlaku E3 ;).
Szukam chwilę gdzie skręca szlak ze schroniska i ku mojemu zdziwieniu, nie jest to ładna szutrówka. Muszę się więc cofnąć 100 metrów.
Odnajduję szlak na krótkim, trawiastym podjeździe.





I jadę sobie pięknym singlem. Kamienie, korzenie, co kto lubi... Ale wszystko jest do przejechania.



Żeby było ciekawiej, takie o to mam widoki z lewej strony...



Dojeżdżam do skrzyżowania. Początkowo jadę tą samą drogą, ale nie odnajduję szlaku. Wracam się i sprawdzam drugą odnogę. Też nic. W końcu sprawdzam tą wyglądającą na najtrudniejszą. Znalazłem!

Słońce już powolutku świeci coraz słabiej.



Przy okazji tego szukania szlaku, natrafiam na własne ślady...





Chciałem teren. Mam teren. Zjazd w większości jest totalnie zasypany wielkimi kamieniami. Zjeżdżam po 10 metrów i muszę zeskakiwać z roweru. Tracę więcej czasu, niż na podjeździe.



Gdy w końcu dojeżdżam do szutrówki, to wręcz puszczam hamulce na zjeździe. Obijam sobie ten nieprzejezdny, kamienisty zjazd.







Kolejne kilometry prowadzą właśnie takimi szutrówkami. Jest dam dużo szlaków rowerowych, a tereny wręcz do jazdy. Do tego te jesienne kolorki...



Gdy po raz kolejny szukam szlaku, orientuję się że jest już 17:30. Niestety najwyższa pora zjechać ze szlaku.
Zjeżdżam z niebieskiego E3, tuż przed podjazdem pod Przełęcz Płoszczynę.

Zakładam lampki i jadę szosą do Lądka Zdroju.
Na miejscu szybki posiłek i znajduję nocleg.

Ogólnie na szlaku było bardzo przyjemnie. Obawiałem się dużej ilości liści, ale szlak prowadził głównie lasami iglastymi, więc problem praktycznie nie istniał.
Udało się też nie zaliczyć żadnej gleby, co mnie bardzo cieszy ;).
Na pewno wrócę tam na wiosnę z zamiarem kontynuowania jazdy szlakiem E3.

10 000 km, czyli tegoroczny cel, osiągnięty :).

Mapka: http://app.strava.com/rides/25573632

Myślibórz

Piątek, 19 października 2012 | dodano:19.10.2012
Km:60.60Km teren:12.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Popołudniowa rundka z Bożeną i Łukaszem.
Ponieważ Łukaszowi działał tylko przedni hamulec, to ominęliśmy większe zjazdy...
Przez Słup i Męcinkę, szutrami do Chełmca i Myśliborza.
W Myśliborzu krótka przerwa pod sklepem. Przy okazji na spółę z Łukaszem zjedliśmy Bożeny eklera...
Powrót tą samą trasą.

Górzec, Stanisławów

Środa, 17 października 2012 | dodano:19.10.2012
Km:50.50Km teren:8.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Z Bożeną i Andrzejem do Bogaczowa. Następnie czerwonym szlakiem do Stanisławowa. Liście już trochę zesypały kamienie, patyki i korzenie, także trzeba bardziej uważać.
Ponownie przegapiam zjazd do Stanisławowa, więc musieliśmy się kawałem cofnąć.
Gdy wyjeżdżamy w Stanisławowie, czeka już na nas Łukasz, który wyruszył z domu nieco później, na slickach i w oczekiwaniu na nas podjechał pod radiostację.
Wracamy przez Dunino. Zdążyłem jeszcze na 25 minut meczu ;).

Singltrek pod Smrkem, Chatka Górzystów

Niedziela, 14 października 2012 | dodano:15.10.2012
Km:72.66Km teren:60.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
W piątek wpadliśmy na pomysł, w sobotę się zdecydowaliśmy, a w niedzielę o siódmej rano pakowaliśmy już rowery do samochodu Łukasza.



Niecałe dwie godzinki później zabraliśmy się za składanie rowerów na parkingu pod Centrum Singltrek (Nové Město pod Smrkem).



Po 40 minutach sprzęty złożone i gotowe do jazdy (nie obyło się bez drobnych problemów). Szybka fotka i wjeżdżamy na szlak...



Lekko zmarzliśmy przy składaniu rowerów, ale po kilku minutach ściągaliśmy już zbyt ciepłe ciuchy.
Jazda na ścieżkach jest na tyle intensywna, że nie marzniemy na zjazdach, a pod górę też się nie gotujemy. Pogoda jak na połowę października w górach, całkiem przyjemna.
Na początek jedziemy kawałem czarnym szlakiem, tylko po to żeby zawrócić i pojechać w przeciwnym kierunku, szlakiem czerwonym ;).



Generalnie jest wąsko, dużo hopek i mało naturalnych przeszkód w postaci korzeni, czy kamieni. To pozwala na szybką jazdę, lawirowanie między drzewami i okazjonalne odrywanie kół od ziemi.





Pokonywanie trasy sprawia dużo frajdy i przyjemności, także humory dopisują ;).



Oczywiście nie może być aż tak pięknie... Jadę kilkanaście metrów przed Łukaszem, gdy słyszę dźwięk szlifu na szutrze. Hamuję i widzę Łukasza dochodzącego do siebie po glebie.
Nogawka rozdarta, kolano rozcięte, obolały kark i nadgarstek, a to tego przekręcone siodełko na jarzmie, to konsekwencje upadku.



Krótka przerwa i kontynuujemy jazdę.

















Czerwony, czarny, czerwony, czarny - taka jest kolejność szlaków, zanim wskakujemy na drogę do Chatki Górzystów, gdzie umówiliśmy się na naleśniki z resztą ekipy rowerowej, która dzisiaj wybrała się na łażenie po górach.

Olek jest przeszczęśliwy, gdy rozpoczynamy asfaltową wspinaczkę o dużym nachyleniu.



Ja dojeżdżam razem z Łukaszem i czekamy na Olka w słoneczku, na polance.



Cytując Olka "Wyjechaliśmy u podnóża Stogu Izerskiego i zaczęliśmy morderczą wspinaczkę. 1x1 i 4,5 km/h i odrywające się przednie koło." - jak widać na powyższym zdjęciu, przednie koło faktycznie odrywało się od asfaltu :).



Olek coś nie miał zbyt wielkiego zaufania do nawigacji Google Maps, która prowadziła nas do Chatki Górzystów ;).



Ale niepotrzebnie, bo dotarliśmy tam bez problemów ;). Na miejscu spotykamy Anię, Izę i Monikę, oraz ich znajomych. Bożena przyjechała ze swoją paczką dzień wcześniej i w tym czasie gdzieś łazili.
Posiedzieliśmy z godzinkę - z czego 40 minut czekania w kolejce i na zamówienie - byłoby dłużej, gdyby nie Ania :).
Zjedliśmy słynne naleśniki (które przypominają raczej omlety) z jagodami i pieczarkami (z jagodami są smaczniejsze), pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku parkingu - czekało nas jeszcze jakieś 1,5h jazdy.

"What goes up must go down" - czkało na nas jeszcze zjechanie tego ostrego podjazdu.
Przy okazji dobrze że Łukasz posłuchał gdy krzyknąłem "nie skręcaj", bo inaczej zdjął bym nas obu i ustanowił nowy rekord lotu przez kierownicę w naszej grupie... ;P



O ile podjazd był ciężki dla nas, to zjazd dał w kość rowerom.
Prędkość powyżej 60 km/h, hamulce mocno wciśnięte, a do tego mniejsze, większe i bardzo duże dziury w asfalcie, których przejechanie było dosyć ryzykowne, ale nie do uniknięcia...

Po nieco ponad połowie zjazdu, poczułem specyficzny zapach spalenizny - biorąc pod uwagę że poczułem to jadąc z taką prędkością, to od razu wiedziałem że muszę się natychmiast zatrzymać (co nie było wcale takie proste) ;).
Olek zatrzymał się gdy mnie zobaczył, poczekaliśmy chwilę i dokończyliśmy zjazd. Według Olka, gdybym kontynuował wtedy zjazd, to tarcze byłyby już do śmieci.



Na dole czekał Łukasz, z pięknie scentrowanym tylnym kołem... Załatwił je tak na jednej z tych wyrw w asfalcie.
Gdy Olek zamierzał skomentować koło Łukasza, rozległ się głośny dźwięk "pssssssssss...". I tak po dwóch sekundach Olek stał z flakiem w przednim kole.
Nie snake, nie gwóźdź, tylko zwyczajnie dętka stopiła się od rozgrzanej przez hamowanie obręczy...

Dętka zmieniona, Łukasz co mógł, to z kołem (a raczej hamulcem) zrobił. I ruszyliśmy na singla, już w celu dojazdu do parkingu.

W pewnym momencie zatrzymał nas Czech, z prośbą o pożyczenie pompki. Pożyczyliśmy, napompował i pojechał. Niby mało istotny fakt, ale jak się później okazało, był to bohater następnego akapitu.

Dogoniliśmy dużą grupkę rowerzystów i lecieliśmy w takim pociągu spory kawałek. Fajnie to musiało wyglądać, tyle osób w odstępach po 2 metry, jak po sznurku przez te wszystkie zakręty.



Było świetnie, aż do momentu, gdy Czech (ten od pompki), który jechał przed Łukaszem (ja jechałem za Łukaszem, a Olek za mną), nie postanowił zaszpanować przy wjeździe na mostek - co kompletnie mu nie wyszło.
Zaliczył glebę, torując całą drogę, a Łukasz hamując awaryjnie ze swoim gorzej hamującym tylnym kołem, poleciał przez kierownicę.
Jakby tego było mało, okazało się że Łukasz ma wyrwaną szprychę z obręczy. Trudno powiedzieć, czy stało się to na asfaltowym zjeździe i dopiero teraz gleba dokończyła dzieła, czy odpowiedzialna jest za to tylko ta gleba.



Po chwili byliśmy już na parkingu, zapakowaliśmy sprzęty i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Pomijając straty w sprzęcie i pechowe gleby, to jeździło się bardzo fajnie i przyjemnie.
Na wiosnę trzeba będzie tam wrócić :).

Stanisławów, Górzec

Piątek, 12 października 2012 | dodano:19.10.2012
Km:50.50Km teren:11.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Olek chciał przetestować nowe spodnie... To pojechaliśmy ;).
Przez Dunino do Sichowa i dalej podjazd terenem pod Stanisławów.
Zjazd na dół i czerwonym szlakiem do Bogaczowa, podczas którego spotykamy Łukasza, który wyruszył w trasę nieco później.
Wracamy już razem, standardowo przez Warmątowice.

kategorie bloga

Moje rowery

Nie mam rowerów...

szukaj

archiwum