informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(18)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jarekkar.bikestats.pl

linki

Singltrek pod Smrkem, Chatka Górzystów

Niedziela, 14 października 2012 | dodano:15.10.2012
Km:72.66Km teren:60.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
W piątek wpadliśmy na pomysł, w sobotę się zdecydowaliśmy, a w niedzielę o siódmej rano pakowaliśmy już rowery do samochodu Łukasza.



Niecałe dwie godzinki później zabraliśmy się za składanie rowerów na parkingu pod Centrum Singltrek (Nové Město pod Smrkem).



Po 40 minutach sprzęty złożone i gotowe do jazdy (nie obyło się bez drobnych problemów). Szybka fotka i wjeżdżamy na szlak...



Lekko zmarzliśmy przy składaniu rowerów, ale po kilku minutach ściągaliśmy już zbyt ciepłe ciuchy.
Jazda na ścieżkach jest na tyle intensywna, że nie marzniemy na zjazdach, a pod górę też się nie gotujemy. Pogoda jak na połowę października w górach, całkiem przyjemna.
Na początek jedziemy kawałem czarnym szlakiem, tylko po to żeby zawrócić i pojechać w przeciwnym kierunku, szlakiem czerwonym ;).



Generalnie jest wąsko, dużo hopek i mało naturalnych przeszkód w postaci korzeni, czy kamieni. To pozwala na szybką jazdę, lawirowanie między drzewami i okazjonalne odrywanie kół od ziemi.





Pokonywanie trasy sprawia dużo frajdy i przyjemności, także humory dopisują ;).



Oczywiście nie może być aż tak pięknie... Jadę kilkanaście metrów przed Łukaszem, gdy słyszę dźwięk szlifu na szutrze. Hamuję i widzę Łukasza dochodzącego do siebie po glebie.
Nogawka rozdarta, kolano rozcięte, obolały kark i nadgarstek, a to tego przekręcone siodełko na jarzmie, to konsekwencje upadku.



Krótka przerwa i kontynuujemy jazdę.

















Czerwony, czarny, czerwony, czarny - taka jest kolejność szlaków, zanim wskakujemy na drogę do Chatki Górzystów, gdzie umówiliśmy się na naleśniki z resztą ekipy rowerowej, która dzisiaj wybrała się na łażenie po górach.

Olek jest przeszczęśliwy, gdy rozpoczynamy asfaltową wspinaczkę o dużym nachyleniu.



Ja dojeżdżam razem z Łukaszem i czekamy na Olka w słoneczku, na polance.



Cytując Olka "Wyjechaliśmy u podnóża Stogu Izerskiego i zaczęliśmy morderczą wspinaczkę. 1x1 i 4,5 km/h i odrywające się przednie koło." - jak widać na powyższym zdjęciu, przednie koło faktycznie odrywało się od asfaltu :).



Olek coś nie miał zbyt wielkiego zaufania do nawigacji Google Maps, która prowadziła nas do Chatki Górzystów ;).



Ale niepotrzebnie, bo dotarliśmy tam bez problemów ;). Na miejscu spotykamy Anię, Izę i Monikę, oraz ich znajomych. Bożena przyjechała ze swoją paczką dzień wcześniej i w tym czasie gdzieś łazili.
Posiedzieliśmy z godzinkę - z czego 40 minut czekania w kolejce i na zamówienie - byłoby dłużej, gdyby nie Ania :).
Zjedliśmy słynne naleśniki (które przypominają raczej omlety) z jagodami i pieczarkami (z jagodami są smaczniejsze), pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku parkingu - czekało nas jeszcze jakieś 1,5h jazdy.

"What goes up must go down" - czkało na nas jeszcze zjechanie tego ostrego podjazdu.
Przy okazji dobrze że Łukasz posłuchał gdy krzyknąłem "nie skręcaj", bo inaczej zdjął bym nas obu i ustanowił nowy rekord lotu przez kierownicę w naszej grupie... ;P



O ile podjazd był ciężki dla nas, to zjazd dał w kość rowerom.
Prędkość powyżej 60 km/h, hamulce mocno wciśnięte, a do tego mniejsze, większe i bardzo duże dziury w asfalcie, których przejechanie było dosyć ryzykowne, ale nie do uniknięcia...

Po nieco ponad połowie zjazdu, poczułem specyficzny zapach spalenizny - biorąc pod uwagę że poczułem to jadąc z taką prędkością, to od razu wiedziałem że muszę się natychmiast zatrzymać (co nie było wcale takie proste) ;).
Olek zatrzymał się gdy mnie zobaczył, poczekaliśmy chwilę i dokończyliśmy zjazd. Według Olka, gdybym kontynuował wtedy zjazd, to tarcze byłyby już do śmieci.



Na dole czekał Łukasz, z pięknie scentrowanym tylnym kołem... Załatwił je tak na jednej z tych wyrw w asfalcie.
Gdy Olek zamierzał skomentować koło Łukasza, rozległ się głośny dźwięk "pssssssssss...". I tak po dwóch sekundach Olek stał z flakiem w przednim kole.
Nie snake, nie gwóźdź, tylko zwyczajnie dętka stopiła się od rozgrzanej przez hamowanie obręczy...

Dętka zmieniona, Łukasz co mógł, to z kołem (a raczej hamulcem) zrobił. I ruszyliśmy na singla, już w celu dojazdu do parkingu.

W pewnym momencie zatrzymał nas Czech, z prośbą o pożyczenie pompki. Pożyczyliśmy, napompował i pojechał. Niby mało istotny fakt, ale jak się później okazało, był to bohater następnego akapitu.

Dogoniliśmy dużą grupkę rowerzystów i lecieliśmy w takim pociągu spory kawałek. Fajnie to musiało wyglądać, tyle osób w odstępach po 2 metry, jak po sznurku przez te wszystkie zakręty.



Było świetnie, aż do momentu, gdy Czech (ten od pompki), który jechał przed Łukaszem (ja jechałem za Łukaszem, a Olek za mną), nie postanowił zaszpanować przy wjeździe na mostek - co kompletnie mu nie wyszło.
Zaliczył glebę, torując całą drogę, a Łukasz hamując awaryjnie ze swoim gorzej hamującym tylnym kołem, poleciał przez kierownicę.
Jakby tego było mało, okazało się że Łukasz ma wyrwaną szprychę z obręczy. Trudno powiedzieć, czy stało się to na asfaltowym zjeździe i dopiero teraz gleba dokończyła dzieła, czy odpowiedzialna jest za to tylko ta gleba.



Po chwili byliśmy już na parkingu, zapakowaliśmy sprzęty i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Pomijając straty w sprzęcie i pechowe gleby, to jeździło się bardzo fajnie i przyjemnie.
Na wiosnę trzeba będzie tam wrócić :).

komentarze
... bardzo fajna relacja :) Dzięki chłopaki pozdrowionka i do zobaczenia na szlaku :) Gość - 17:26 czwartek, 23 lipca 2015 | linkuj
Wiec to taka maszynę kupiłeś ;D
Masz te same hample co ja ? BR M-446 ?
mtbshadow
- 16:11 poniedziałek, 15 października 2012 | linkuj
Świetna fotorelacja. :)
monikaaa
- 15:14 poniedziałek, 15 października 2012 | linkuj
No proszę, Chatkę Górzystów też miałem na myśli. Tylko prognoza pogody wybiła mi z głowy jazdę w tamtą stronę :) Gratuluję wycieczki ;)
andale
- 14:03 poniedziałek, 15 października 2012 | linkuj
Opis świetny. My, ze znajomymi, chojnowsko, jaworskimi, w tym roku planujemy jeszcze raz podjechać do Novego Mesta. Gdyby był ktoś chętny to miejsce się pewnie jakieś znajdzie.

Zdjęcia też ciekawe i godny uwagi jest fakt poświęcenia się i zatrzymywania na robienie zdjęć. Nam nigdy się nie chce :)
sender
- 12:28 poniedziałek, 15 października 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa znasp
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Nie mam rowerów...

szukaj

archiwum