Ognisko
Niedziela, 26 sierpnia 2012 | dodano:03.09.2012
Km: | 42.97 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Pierwszy raz na rowerze od niemal tygodnia.
Ręka po niedzielnym użądleniu tak mi spuchła, że właściwie dopiero w sobotę opuchlizna niemal całkiem zeszła i mogłem w pełni zacisnąć pięść.
Nawet nie brałem pod uwagę takiej możliwości, aby ominęło mnie od tak dawna planowane ognisko na Górzcu... Pojechałbym nawet wtedy, gdybym mógł używać tylko jednej ręki...
A na ognisko, pomimo braku paru osób, przyjechała całkiem pokaźna ekipa, w sumie siedmiu osób. Plan był taki, że ognisko zacznie się wieczorem, a skończy po wschodzie słońca. I tak też się stało...
Najpierw dojechaliśmy z chłopakami, przy okazji zahaczając o sklep w Męcince (gdzie pani kasując mnie zapytała "a pełnoletność jest?", na co odpowiedziałem grzecznie "no jest", ani myśląc o wyciągnięciu dowodu), a godzinkę później dojechała wioząca delikatny towar Bożena, z Anią :).
A ognisko standardowo, tuż za Bogaczowem. Tym razem tuż przy samej drodze, ale ławeczki są, stół jest, zadaszenie jest, no i strumyk, oraz dużo drewna w pobliżu.
O tym jak było na samym ognisku, opowiadać nie będę. Ci co byli, to wiedzą, a tych których nie było, zapraszamy następnym razem... Powiem tylko tyle, że było dużo śmiechu, z tego co wiem każdy bawił się bardzo dobrze, a czas zleciał błyskawicznie.
Dodam tylko, że na ognisko Bożena musiała upiec mi ciasto (którym był bardzo dobry jabłecznik). Tak to jest, jak się ze mną zakłada :P.
Nad ranem trochę popadało, ale mieliśmy takie ognisko, że deszcz był bez szans... W końcu zwinęliśmy się i bezpiecznie wróciliśmy do Legnicy :).
Ręka po niedzielnym użądleniu tak mi spuchła, że właściwie dopiero w sobotę opuchlizna niemal całkiem zeszła i mogłem w pełni zacisnąć pięść.
Nawet nie brałem pod uwagę takiej możliwości, aby ominęło mnie od tak dawna planowane ognisko na Górzcu... Pojechałbym nawet wtedy, gdybym mógł używać tylko jednej ręki...
A na ognisko, pomimo braku paru osób, przyjechała całkiem pokaźna ekipa, w sumie siedmiu osób. Plan był taki, że ognisko zacznie się wieczorem, a skończy po wschodzie słońca. I tak też się stało...
Najpierw dojechaliśmy z chłopakami, przy okazji zahaczając o sklep w Męcince (gdzie pani kasując mnie zapytała "a pełnoletność jest?", na co odpowiedziałem grzecznie "no jest", ani myśląc o wyciągnięciu dowodu), a godzinkę później dojechała wioząca delikatny towar Bożena, z Anią :).
A ognisko standardowo, tuż za Bogaczowem. Tym razem tuż przy samej drodze, ale ławeczki są, stół jest, zadaszenie jest, no i strumyk, oraz dużo drewna w pobliżu.
O tym jak było na samym ognisku, opowiadać nie będę. Ci co byli, to wiedzą, a tych których nie było, zapraszamy następnym razem... Powiem tylko tyle, że było dużo śmiechu, z tego co wiem każdy bawił się bardzo dobrze, a czas zleciał błyskawicznie.
Dodam tylko, że na ognisko Bożena musiała upiec mi ciasto (którym był bardzo dobry jabłecznik). Tak to jest, jak się ze mną zakłada :P.
Nad ranem trochę popadało, ale mieliśmy takie ognisko, że deszcz był bez szans... W końcu zwinęliśmy się i bezpiecznie wróciliśmy do Legnicy :).