Wąwóz Myśliborski
Sobota, 8 grudnia 2012 | dodano:13.12.2012
Km: | 68.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Gdy wyjeżdżam z domu, kwadrans przed dziesiątą, jest -10 stopni.
Stojąc na czerwonym świetle, na skrzyżowaniu Jaworzyńskiej z obwodnicą, próbuję się napić i przez moment walczę, z zamarzniętym ustnikiem od bukłaka.
Chwilę później dojeżdżam do skrzyżowania. Jestem pierwszy. Zastanawiam się, czy któraś z chętnych na wycieczkę osób, zrezygnuje po spojrzeniu na termometr za oknem.
Ku mojej radości, nic takiego nie ma miejsca. Wkrótce docierają kolejno Ewelina, Bożena i Olek z Anią.
Ania ma problemy z tylną przerzutką. Nie działa wrzucanie biegów na niższe i trzeba od teraz robić to manualnie ;).
Ruszamy do Myśliborza.
Może i jest trochę zimno. Może i jazda w taką pogodę jest szaleństwem.
Ale jest też jednocześnie czymś wyjątkowym. Widoki i szlaki, które znamy już niemal na pamięć, zmieniają swoje oblicze, cieszą oczy nowymi kolorami i dodają odrobinę tajemniczości.
Czas dojazdu do Myśliborza, pomimo wolniejszej jazdy, upływa nam błyskawicznie.
Decydujemy się na pętelkę przez wąwóz, zanim zrobimy przerwę na kawę w barze.
Przejazd przez Wąwóz Myśliborski zawsze jest przyjemny. Tak było i tym razem. A nawet lepiej.
Kamienie i korzenie ukryte zostały pod warstwą śniegu, który pokrył także mostki, a przeprawa przez pokryty cienkim lodem strumyk, czy śnieżny podjazd i zjazd, były dużo większym wyzwaniem, niż normalnie.
Po wyjeździe z wąwozu robimy sobie zasłużoną przerwę na kawę. Spędzamy tam troszkę więcej czasu, niż planowaliśmy. Przy okazji, dostaję od Bożeny duży woreczek z obiecanymi maczkami (takie cukierki w polewie czekoladowej, w kolorowej posypce, z nadzieniem śmietankowo-karmelowym). Pychota.
Jedziemy dalej. Żeby było ciekawiej, to nie standardowo, tylko przez Górzec.
Podjazd asfaltem od strony Chełmca, a następnie czerwonym szlakiem do szutrówki i zjeżdżamy po śniegu do Męcinki, co jest nie lada wyzwaniem, a jednocześnie wyjątkowym przeżyciem. Koła co rusz wpadają w poślizg, ale każdy kolejny raz, gdy udaje się zapanować nad rowerem, uśmiech na twarzy robi się coraz większy.
Docieramy do Legnicy w samą porę, gdy słońce zachodzi, a temperatura ponownie spada na duży minus. Co najważniejsze, udało się i nikt nie zaliczył tego dnia upadku, pomimo nie najlepszych warunków atmosferycznych.
Stojąc na czerwonym świetle, na skrzyżowaniu Jaworzyńskiej z obwodnicą, próbuję się napić i przez moment walczę, z zamarzniętym ustnikiem od bukłaka.
Chwilę później dojeżdżam do skrzyżowania. Jestem pierwszy. Zastanawiam się, czy któraś z chętnych na wycieczkę osób, zrezygnuje po spojrzeniu na termometr za oknem.
Ku mojej radości, nic takiego nie ma miejsca. Wkrótce docierają kolejno Ewelina, Bożena i Olek z Anią.
Ania ma problemy z tylną przerzutką. Nie działa wrzucanie biegów na niższe i trzeba od teraz robić to manualnie ;).
Ruszamy do Myśliborza.
Może i jest trochę zimno. Może i jazda w taką pogodę jest szaleństwem.
Ale jest też jednocześnie czymś wyjątkowym. Widoki i szlaki, które znamy już niemal na pamięć, zmieniają swoje oblicze, cieszą oczy nowymi kolorami i dodają odrobinę tajemniczości.
Czas dojazdu do Myśliborza, pomimo wolniejszej jazdy, upływa nam błyskawicznie.
Decydujemy się na pętelkę przez wąwóz, zanim zrobimy przerwę na kawę w barze.
Przejazd przez Wąwóz Myśliborski zawsze jest przyjemny. Tak było i tym razem. A nawet lepiej.
Kamienie i korzenie ukryte zostały pod warstwą śniegu, który pokrył także mostki, a przeprawa przez pokryty cienkim lodem strumyk, czy śnieżny podjazd i zjazd, były dużo większym wyzwaniem, niż normalnie.
Po wyjeździe z wąwozu robimy sobie zasłużoną przerwę na kawę. Spędzamy tam troszkę więcej czasu, niż planowaliśmy. Przy okazji, dostaję od Bożeny duży woreczek z obiecanymi maczkami (takie cukierki w polewie czekoladowej, w kolorowej posypce, z nadzieniem śmietankowo-karmelowym). Pychota.
Jedziemy dalej. Żeby było ciekawiej, to nie standardowo, tylko przez Górzec.
Podjazd asfaltem od strony Chełmca, a następnie czerwonym szlakiem do szutrówki i zjeżdżamy po śniegu do Męcinki, co jest nie lada wyzwaniem, a jednocześnie wyjątkowym przeżyciem. Koła co rusz wpadają w poślizg, ale każdy kolejny raz, gdy udaje się zapanować nad rowerem, uśmiech na twarzy robi się coraz większy.
Docieramy do Legnicy w samą porę, gdy słońce zachodzi, a temperatura ponownie spada na duży minus. Co najważniejsze, udało się i nikt nie zaliczył tego dnia upadku, pomimo nie najlepszych warunków atmosferycznych.