Grobla, Radagost
Piątek, 28 grudnia 2012 | dodano:04.01.2013
Km: | 84.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Tym razem, celem wycieczki, była wieża widokowa, położona na szczycie wzgórza Radagost.
Ponieważ według planu, do przejechania było ok. 80 km, umówiliśmy się o godzinę wcześniej, niż zazwyczaj.
Ok. 09:00 docieram na skrzyżowanie. Chwilę później dojeżdża Ania, a po kilku minutach Bożena. Ale zaraz? Gdzie jest Olek? A Olek śpi. Mój telefon szybko postawił go jednak na nogi i udaje mu się dogonić nas w Męcince.
Podjeżdżamy Górzec szutrami. Wkrótce dołącza do nas także Piotrek.
Na skrzyżowaniu Jawor-Świerzawa-Pomocne, jedziemy prosto, na szutrówkę, którą pędzimy do Siedmicy.
Dojeżdżamy do drogi asfaltowej, którą kawałek się cofamy i wjeżdżamy na zielony szlak do Grobli. Jest nim przyjemna, wąska ścieżka przez las.
Z Grobli wjeżdżamy na czerwony szlak (z Bolkowa do Złotoryi). Na początek przyjemny terenowy podjazd po kamieniach. Później droga przez pole i w końcu dojeżdżamy do wzgórza Radagost, na którym znajduje się będąca celem wycieczki wieża widokowa.
Niestety wokół całego wzniesienia trwa w najlepsze wycinka. Drogi są rozjeżdżone, jest na nich mnóstwo błota, a i drzewa z oznaczeniami ścieżki pod wieżę poznikały...
Prowadzę grupę przez błotnistą drogę. W końcu dostrzegam wieżę, a po chwili wybieram moment, w którym widzę szansę na podjazd na przełaj przez las. Grupa podąża za mną.
Udaje się. Jestem na górze. Po chwili z radością zauważam, że nie tylko mi się ta sztuka udaje. Bożenie także udaje się pokonać podjazd bez zatrzymania.
Czy to naprawdę jest zima? Ale mi to wcale nie przeszkadza.
Robimy przerwę i Bożena częstuje nas dużą Milką z orzechami, którą wiozła przez całą drogę.
Zjeżdżamy z wieży i wracamy na czerwony szlak, którym jedziemy w kierunku Jakuszowej.
Po drodze przeprawa przez strumyk, poprzedzona stromym terenowym zjazdem. Bez większych wątpliwości przejeżdżam go od razu po zjeździe. Udaje się. W sumie dopiero później spostrzegłem, że w sumie miałem 25 cm miejsca, gdybym trafił w duże kamienie, to być może wracałbym w mokrym bucie.
Później przyjemny, wąski zjazd po kamieniach. Koła walczą o przyczepność, a ja dostaję gałęzią po twarzy. I się nie mogę przestać cieszyć po zjeździe.
Gdy byliśmy już w pobliżu Myśliborza (Małe Organy Myśliborskie), miała miejsce pewna niecodzienna sytuacja. Gdy ja, Ania i Olek czekaliśmy już na końcu podjazdu, Piotrek na dole pomagał Bożenie z łańcuchem. I wtedy przez las przebiegło całe stado kóz i zatrzymało się na pobliskim polu.
Bożena z Piotrkiem ruszyli w ich kierunku, a ja ruszyłem porobić zdjęcia.
Gdy sądziliśmy że to już koniec atrakcji, nagle przejechał tuż obok nas wyrwany niczym z westernów kowboj i powitał nas tekstem: "Kurczę! Stado mi nawiało!".
I po kilku chwilach stado ponownie pędziło przez las, a my zjechaliśmy do Myśliborza na herbatkę.
I w sumie na tym można skończyć, bo powrót upłynął nam szybko i przyjemnie na rozmowach o jedzeniu.
Ponieważ według planu, do przejechania było ok. 80 km, umówiliśmy się o godzinę wcześniej, niż zazwyczaj.
Ok. 09:00 docieram na skrzyżowanie. Chwilę później dojeżdża Ania, a po kilku minutach Bożena. Ale zaraz? Gdzie jest Olek? A Olek śpi. Mój telefon szybko postawił go jednak na nogi i udaje mu się dogonić nas w Męcince.
Podjeżdżamy Górzec szutrami. Wkrótce dołącza do nas także Piotrek.
Na skrzyżowaniu Jawor-Świerzawa-Pomocne, jedziemy prosto, na szutrówkę, którą pędzimy do Siedmicy.
Dojeżdżamy do drogi asfaltowej, którą kawałek się cofamy i wjeżdżamy na zielony szlak do Grobli. Jest nim przyjemna, wąska ścieżka przez las.
Z Grobli wjeżdżamy na czerwony szlak (z Bolkowa do Złotoryi). Na początek przyjemny terenowy podjazd po kamieniach. Później droga przez pole i w końcu dojeżdżamy do wzgórza Radagost, na którym znajduje się będąca celem wycieczki wieża widokowa.
Niestety wokół całego wzniesienia trwa w najlepsze wycinka. Drogi są rozjeżdżone, jest na nich mnóstwo błota, a i drzewa z oznaczeniami ścieżki pod wieżę poznikały...
Prowadzę grupę przez błotnistą drogę. W końcu dostrzegam wieżę, a po chwili wybieram moment, w którym widzę szansę na podjazd na przełaj przez las. Grupa podąża za mną.
Udaje się. Jestem na górze. Po chwili z radością zauważam, że nie tylko mi się ta sztuka udaje. Bożenie także udaje się pokonać podjazd bez zatrzymania.
Czy to naprawdę jest zima? Ale mi to wcale nie przeszkadza.
Robimy przerwę i Bożena częstuje nas dużą Milką z orzechami, którą wiozła przez całą drogę.
Zjeżdżamy z wieży i wracamy na czerwony szlak, którym jedziemy w kierunku Jakuszowej.
Po drodze przeprawa przez strumyk, poprzedzona stromym terenowym zjazdem. Bez większych wątpliwości przejeżdżam go od razu po zjeździe. Udaje się. W sumie dopiero później spostrzegłem, że w sumie miałem 25 cm miejsca, gdybym trafił w duże kamienie, to być może wracałbym w mokrym bucie.
Później przyjemny, wąski zjazd po kamieniach. Koła walczą o przyczepność, a ja dostaję gałęzią po twarzy. I się nie mogę przestać cieszyć po zjeździe.
Gdy byliśmy już w pobliżu Myśliborza (Małe Organy Myśliborskie), miała miejsce pewna niecodzienna sytuacja. Gdy ja, Ania i Olek czekaliśmy już na końcu podjazdu, Piotrek na dole pomagał Bożenie z łańcuchem. I wtedy przez las przebiegło całe stado kóz i zatrzymało się na pobliskim polu.
Bożena z Piotrkiem ruszyli w ich kierunku, a ja ruszyłem porobić zdjęcia.
Gdy sądziliśmy że to już koniec atrakcji, nagle przejechał tuż obok nas wyrwany niczym z westernów kowboj i powitał nas tekstem: "Kurczę! Stado mi nawiało!".
I po kilku chwilach stado ponownie pędziło przez las, a my zjechaliśmy do Myśliborza na herbatkę.
I w sumie na tym można skończyć, bo powrót upłynął nam szybko i przyjemnie na rozmowach o jedzeniu.